1500 kilometrów wrażeń

Kilka przygód wprost ze słonecznej Florydy, chociaż obecnie panuje tutaj burzowo-deszczowy sezon. Dobrze, że dach w Mercedesie bardzo szybko się składa i rozkłada, bo jeansowa kamizelka przed deszczem nie uchroni.
1500 kilometrów wrażeń
Zacznę od tego, że jestem świeżo upieczonym kierowcą, bo prawo jazdy zrobiłem tuż przed wylotem do Tajlandii, czyli około dwa miesiące temu. Chociaż przejście przez kurs i wyjeżdżenie wszystkich godzin było dla mnie prawdziwą udręką i trwało miesiącami, to samo podejście i zdanie egzaminu odbyło się błyskawicznie. Bardzo zależało mi na tym, aby wyrobić się z prawkiem przed wylotem do USA, aby móc tam swobodnie podróżować i być niezależnym (aby jeździć autem w USA nie potrzeba międzynarodowego prawa jazdy, polskim dokumentem można posługiwać się przez okres ważności wizy). Dzięki uprzejmości i wielkiemu zaufaniu Gosi i Marka, u których się zatrzymaliśmy mogliśmy realizować swój plan, bo pożyczyli nam swojego pięknego, białego Mercedesa, który przejechał zaledwie 41 tysięcy mil. Auto jest w stanie idealnym, cytując klasyka „Niemiec płakał, jak oddawał”, przyznam, że mi też łezka zakręciła się w oku podczas ostatniej przejażdżki.
Łącznie przejechaliśmy nim 1500 kilometrów, więc nie obyło się bez podnoszących poziom adrenaliny we krwi sytuacji. Jako „młody kierowca” wszystko było dla mnie nowe i wszystko robiłem po raz pierwszy. Pierwsze tankowanie auta i zagwostka co wlać do baku, czy mycie auta na myjni i tajemnica kolejności wciskania guzików z płynami czyszczącymi. Umycie białego bezna zajęło mi chyba godzinę! Podczas pompowania opon jak na złość okazało się, że uszkodzony jest dystrybutor powietrza. Okazało się dopiero po 30 minut usilnych prób i wydanych 10 dolarach – w świerćdoalrówkach. Mina faceta, który pięć razy rozmieniał mi dolce na bilon była bezcenna. Dalsze historie także w dużej mierze dotyczą opon. Około 30 kilometrów po wyruszeniu do Miami złapaliśmy kapcia, więc pierwszy raz w życiu musiałem zmienić samodzielnie koło – oczywiście na ruchliwej ulicy. Z racji tego, że do Miami z Punta Gorda w którym mieszkaliśmy odległość wynosi 250 kilometrów postanowiłem wrócić i od razu odwiedzić wulkanizatora. Gdy już wszystko było ok i po niecałych 3 godzinach podróży prostymi i dobrymi drogami dotarliśmy do Miami, uświadomiłem sobie jak wielkie to miasto. Szczerze mówiąc to planując wyjazd na wschodnie wybrzeże tak bardzo skupiłem się na trasie, że zapomniałem o samym Miami i o tym, jak wielka to aglomeracja. Sześciopasmowe drogi ekspresowe z niezliczoną ilością „ślimaków” i zjazdów przełożyły się na zakwasy na rękach od kurczowego ściskania kierownicy :D To był dla mnie czysty hardcore i skok na głęboką wodę!
Ci z Was, którzy obserwują mnie na Instagramie o części z tych zdarzeń wiedzieli na bieżąco, jednak dla tych, którzy z jakiś powodów tego nie widzieli odsyłam do vlogów z mojego pobytu w USA:
Nowy Jork
Zachodnia Floryda
Miami
Dalsze zwiedzanie Miami i wschodniego wybrzeża odbyło się w miarę bez skoków ciśnienia, ale tuż po powrocie do Punta Gorda, skąd odwiedzaliśmy przez ostatnie dni pobytu wszystkie ciekawe miejsca leżące przy Zatoce Meksykańskiej – przygody wróciły.
Gwałtowne burze i obfite, tropikalne deszcze to znak rozpoznawczy panującego tam obecnie deszczowego sezonu. W jednej chwili z pogodnego dnia robi się dosłownie czarne niebo, a wody z nieba spada tyle, że tworzy się dosłownie „ściana z deszczu” i widoczność wynosi około kilkunastu metrów. To chyba oczywiste, że kilka razy takie ulewy zaskoczyły nas podczas jazdy z otwartym dachem :D
Kilka dni przed wylotem, podczas jednej z ostatnich wycieczek samochód zaczął szarpać. Kompletnie nie wiedziałem o co chodzi – strzelałem, że to wahacz, albo coś z wałem (chociaż w ogóle nie mam o tym pojęcia, więc strzelałem tylko po to, żeby coś powiedzieć :D). Uruchomiłem więc od razu gorącą infolinię pod nazwą TATA RATUJ, HALO SZWAGIER.
Próbowałem dojechać do domu powoli, jednak poczułem, że znowu złapałem gumę. Tym razem myślałem, że będzie już z górki, bo już wcześniej to robiłem i poszło sprawnie. Jak by to powiedział Kotarski: Nic bardziej mylnego.
Lewarek nie wytrzymał, zwyczajnie pękł rysując przy tym kawałek prawego boku… Nic nie mogłem poradzić, próbowałem jakoś przytrzymać auto i z całych sił szybko kręciłem lewarkiem, jednak samochód zsuwał się. Chociaż trwało to dosłownie sekundę, ja widziałem to w slowmotion. Na szczęście zatrzymał się facet, który pożyczył mi porządny lewarek i zmieniłem koło. Podziękowałem za pomoc i zdenerwowany, ale szczęśliwy, że w końcu katastrofa dobiegła końca ruszę do domu odpaliłem silnik. Ale to byłoby za mało, żeby napisać ten wpis :D Przejechałem 200 metrów po czym zapaliła się kontrolka oleju. To już było dla mnie za dużo, zadzwoniłem do Cioci, że potrzebuję pomocy na miejscu. Gdy przyjechała, podjęliśmy decyzję, że trzeba zamówić lawetę. Z bólem serca patrzyłem jak zabierają białego Mercedesa. Przewiózł nas 1500 kilometrów bez żadnych problemów (nie licząc złapanego kapcia na początku) i teraz go holują…
Finał całej tej sytuacji jednak udowodnił, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Okazało się u mechanika, że opony zaraz by wybuchły. Dosłownie się rozwarstwiły i gdybym jechał dalej z normalną prędkością, mógłbym skończyć w rowie, lub w wodzie (wpiszcie sobie w google Key West, to zrozumiecie dlaczego). Mechanik ocenił stan Benza na idealny, pierwsze co powiedział przy obiorze samochodu, to że chętnie go kupi :D jednak winowajcą całego zamieszania były opony. Chociaż wulkanizator miał je sprawdzić – i podobno sprawdził – bez wątpliwości trzeba było je wymienić jeszcze przed Miami…
UPS…
Chociaż miałem pisać o stylizacji, wyszedł mi bardziej podróżniczo – lifestylowy wpis :D Ostatnio problem z weną jakoś przestał mnie dotyczyć. Mam tylko nadzieję, że lubicie długie teksty!


Komfortowy look
Przygotowana przeze mnie stylizacja, to tak na prawdę jeden z outfitów, w których zwiedzałem stan Floryda. Jako kierowca przede wszystkim zwracam uwagę na wygodę – szczególnie w kwestii obuwia, dlatego większość z tych 1500 km przejechałem w ultrawygodnych CAT-ach. Nie byłbym jednak sobą, gdyby cały zestaw ze sobą nie „fitował”. Nawet jako podróżnik chcę czuć się i wyglądać fajnie. Zastosowałem się do zasady 3 kolorów, która mówi, że człowiek wygląda najlepiej w połączeniu maksymalnie 3 różnych kolorów. W tym wypadku dominują dwa kolory – niebieski oraz biały, pozostałe kolory (czyli czerwień i czerń) są na tyle drobne, że praktycznie są niewidoczne.

